Żródło: The Moscow Times
W ostatnich miesiącach liczba rosyjskich żołnierzy proszących o pomoc w dezercji była dwa razy wyższa — powiedzieli niezależnemu portalowi The Moscow Times przedstawiciele organizacji Iditie Liesom (Idź przez las). Celem grupy jest wsparcie Rosjan, którzy chcą uniknąć walki w wojnie w Ukrainie.
Między wrześniem a listopadem do organizacji spłynęło 577 takich próśb — czyli o 89 proc. więcej niż między czerwcem a sierpniem (305 próśb). Od kwietnia prawnicy i wolontariusze Iditie Liesom udzielili porad ponad 1 tys. żołnierzy, którzy chcieli zdezerterować.
Większość Rosjan szukała pomocy właśnie jesienią. Największą liczbę prób dezercji odnotowano w październiku (218 przypadków), a najmniejszą — w czerwcu (54 przypadki). W ubiegłym miesiącu 175 osób — czyli więcej niż w jakimkolwiek innym okresie — próbowało uciec z armii.
— Minął rok od rozpoczęcia mobilizacji. Jeśli niektórzy ludzie mieli jeszcze nadzieję, że po jakimś czasie służby będą mogli wrócić do domu, to teraz nie mają już takich złudzeń — powiedział Siergiej Kriwenko, dyrektor organizacji praw człowieka Grażdanin. Armia. Prawo (Obywatel. Armia. Prawo). — Żołnierze widzą, że nie ma rotacji, że nawet ciężko ranni są odsyłani na front po hospitalizacji — dodał.
Ze szpitala prosto na front
Grigorij Swierdlin, szef Iditie Liesom, powiedział, że większość żołnierzy decyduje się na dezercję w momencie, gdy zostali ranni i przeszli leczenie w rosyjskich szpitalach.
Paweł — moskwianin, który służył w Ukrainie — zdecydował się zdezerterować ze swojej jednostki, gdy po raz drugi odniósł ciężkie obrażenia. Mężczyzna zgodził się na rozmowę z The Moscow Times pod warunkiem zachowania anonimowości ze względów bezpieczeństwa.
— Byłem pewien, że będę mógł powołać się na kontuzję nogi — opowiadał Paweł. — Że będę mógł powiedzieć, że nerw został uszkodzony, a także pójść do terapeuty i poskarżyć się na zespół stresu pourazowego.
Ostatecznie komisja lekarska w sprawie jego urazu nie została zwołana. Zaraz po zakończeniu leczenia Paweł został odesłany z powrotem do swojej jednostki.
Zanim mężczyzna wrócił na front, jego oddział “przeszedł zmiany”.
— Było pełno skazańców. Przez pierwszy tydzień mnie nie ruszali, pozwolili mi na to, bym zaaklimatyzował się w okopie, przyzwyczaił się — wspominał Paweł.
Ryzyko jest ogromne
— W drugim tygodniu otrzymałem przydział bojowy i miałem nosić amunicję. Kiedy biegłem przez zalesiony obszar, dron quadrocopter zrzucił ładunek tuż pod moje stopy. To była poważna rana, straciłem dużo krwi — opowiadał. — Znów cudem udało mi się wydostać — tym razem dzięki towarzyszowi, który przeniósł mnie na własnych rękach. Leczenie było długie, cierpiałem na niewydolność nerek.
Paweł przyznał, że zdał sobie sprawę, że jeśli nic teraz nie zrobi, to gdy dojdzie do siebie, zostanie odesłany z powrotem na front. Postanowił zdezerterować. Opuścił Rosję z pomocą organizacji praw człowieka i obecnie stara się o azyl za granicą.
Według Siergieja Kriwenko bardzo niewiele osób próbuje uciec ze strefy działań wojennych, ponieważ szanse na złapanie są wysokie. Patrole wojskowe przeszukują teren w poszukiwaniu dezerterów, którzy są zatrzymywani i przetrzymywani w więzieniu polowym, a następnie odsyłani z powrotem na front. Pojedyncze sprawy trafiły do sądu.
Grigorij Swierdlin powiedział, że wolontariusze Iditie Liesom pomogli kilku żołnierzom w dezercji na linii frontu, ale przyznał, że takie przypadki są rzadkie — także dlatego, że Rosjanie na polu bitwy mają ograniczone możliwości komunikowania się ze światem zewnętrznym i czasami nie mają przy sobie żadnego dokumentu, który pozwoliłby na ich identyfikację.
“Niezbyt rozsądni faceci”
W teorii żołnierze są zobowiązani do posiadania przy sobie rosyjskich paszportów i wojskowych dokumentów identyfikacyjnych przez cały czas, a dowódcy nie mają prawa ich konfiskować. Jednak w praktyce oficerowie odbierają je, gdy walczący udają się na urlop lub są hospitalizowani.
Zdaniem Pawła ci, którzy decydują się na ucieczkę z linii frontu, to “niezbyt rozsądni faceci”.
— Przed nami znajdują się pola minowe, z tyłu jest żandarmeria wojskowa. Niektórzy ukrywali się z lokalnymi mieszkańcami, pili z nimi alkohol. Ale ci sami mieszkańcy zgłaszali ich do żandarmerii — stwierdził Paweł.
Tak wygląda rosyjskie wojsko od środka. “Chcemy, by nasze rodziny wiedziały” [WIDEO] Ci, którzy dobrowolnie się poddają — na przykład poprzez kontakt z ukraińską grupą Hocziu Żit (Chcę żyć) — również mogą zostać uznani za dezerterów.
Choć organizacja nie ujawnia dokładnej liczby osób, którym pomogła, to jej przedstawiciele powiedzieli, że w ciągu roku od ogłoszenia mobilizacji otrzymała ponad 22 tys. wniosków w Rosji.
Wyrok w zawieszeniu
W sierpniu Andrij Jusow, rzecznik ukraińskiego wywiadu wojskowego, powiedział, że jeden na pięciu spośród 200 jeńców, którzy zostali schwytani przez siły Kijowa w tym miesiącu, poddał się dobrowolnie. — Każdego dnia od trzech do pięciu rosyjskich żołnierzy poddaje się w ramach programu Chocziu Żit — stwierdził.
Rosyjscy prawnicy i obrońcy praw człowieka zauważają, że nie są w stanie oszacować skali dezercji.
Według obliczeń niezależnego portalu informacyjnego Mediazona od początku mobilizacji do sądów wojskowych skierowano 4121 przypadków bezprawnego porzucenia służby. 3470 spraw zakończyło się wyrokami skazującymi. Zdecydowana większość uciekinierów otrzymała wyroki w zawieszeniu.
Prawnik Maksym Griebienjuk powiedział, że z jego doświadczenia wynika, że dezerterzy zwykle otrzymują wyroki w zawieszeniu, ale to nie przeszkadza w odesłaniu ich z powrotem na front.
Problem z paszportami Ponadto wyrok w zawieszeniu może w każdej chwili zamienić się w karę pozbawienia wolności, co pozwala dowódcom na ścisłe kontrolowanie pechowych dezerterów.
— Takie osoby mogą zostać wysłane na linię frontu z wyrokiem w zawieszeniu. Ich możliwości to wojna, więzienie lub kalectwo — stwierdził Maksym Griebienjuk.
Ucieczka za granicę jest jednym z niewielu sposobów, aby zyskać pewność, że nie zostanie się wysłanym z powrotem na linię frontu.
Problem polega jednak na tym, że większość żołnierzy nie posiada międzynarodowych dokumentów, które różnią się od wewnętrznych paszportów wydawanych w Rosji.
W czerwcu prezydent Władimir Putin podpisał ustawę, która nakazuje oddanie paszportów w ciągu pięciu dni od otrzymania wezwania do wojska.
Pomoc organizacji może okazać się kluczowa Osoby nieposiadające międzynarodowego paszportu, którym uda się przedostać do sąsiedniego kraju zezwalającego na wjazd tylko z rosyjskim dokumentem — takiego jak Kazachstan — nie mogą przenieść się dalej.
Uciekli przed mobilizacją do Kazachstanu. Jak teraz żyją? “50-70 proc. wróciło” Grigorij Swierdlin odradza podróżowanie za granicę bez pomocy organizacji takich jak Iditie Liesom. Teoretycznie uciekinier ma dwa dni, zanim zostanie uznany za poszukiwanego. Tego, co stanie się w praktyce, nigdy nie można przewidzieć.
— Jeśli dana osoba jest już poszukiwana, to zostanie zatrzymana na granicy. Oczywiście panuje tam bałagan, a służby mogą nie ogłosić tego na czas. Ale chaos działa w dwie strony — funkcjonariusze mogą poinformować o tym wcześniej — wyjaśnił Grigorij Swierdlin.
Dodał, że w takiej sytuacji obrońcy praw człowieka są w stanie pomóc tylko wtedy, gdy dezerterzy skontaktują się z nimi z wyprzedzeniem.